Warto było zajrzeć po krótce do relacji z konferencji PiS na temat programu polityki kulturalnej tej partii. Bez większej żenady, z otwartą przyłbicą politycy ugrupowania, z prezesem Kaczyńskim na czele, przyznali, że w ich rozumieniu rolą sztuki jest multiplikować ideowe i światopoglądowe przekonania rządzących i gdy PiS obejmie władzę, kultura zostanie z miejsca zaprzęgnięta do walki na pierwszym froncie wojny o narrację i politykę historyczną.
Łaskawy jak rzadko kiedy Jarosław Kaczyński przyznał (zapewne z jakąś tam dozą bólu serca), że w razie objęcia rządów jego partia nie zakaże tworzenia i publikowania treści artystycznych, które PiS i jego konserwatywnym zwolennikom się nie podobają. Ale ta nienaturalna przestrzeń wolności obejmie tylko „sferę prywatną”, podczas gdy publiczne środki będą intensywnie inwestowane w te działania artystyczne, które promują prawicowo-konserwatywną oraz zapewne narodowo-katolicką wizję współczesnej i historycznej Polski.
Można by oczywiście bezczelnie rzec, że ewentualny przyszły rząd PiS, przy pomocy dyspozycyjnych artystów lub takich, których przysposobi groźbą finansowej nędzy w razie pozostawania po złej stronie mocy, będzie chciał za pieniądze podatnika uprawiać zwyczajną propagandę utrwalającą poglądy skłaniające do głosowania na partię władzy i osłabiającą oddziaływanie poglądów alternatywnych doń. Ale okraszenie tego wzniosłą przyprawą patriotyczną pozwala ukryć ten cel pod noszącą znamiona szlachetności i słuszności misją krzewienia miłości do Ojczyzny, promowania wiedzy o bohaterstwie i przelanej krwi naszych dziadów i pradziadów oraz wzmacniania wspólnoty. Ponieważ w dzisiejszych czasach narracja jest wszystkim, PiS już teraz buduje wizję podziału sztuki na sztukę budującą wspólnotę i sztukę niszczącą wspólnotę, dla ułatwienia określoną jako „sztuka destrukcyjna”. Wszelkie skojarzenia z kategorią „entartete Kunst” byłyby oczywiście „niesłychanym atakiem”, więc poniechajmy tychże.
Nietrudno jednak sobie przetłumaczyć na konkrety, co oznacza promowanie sztuki budującej wspólnotę. Wspólnotę buduje się wzmacniając więzi, a różnorodność i pluralizm w automatyczny sposób więzi rozluźniają. Dlatego Polak w sztuce ewentualnej drugiej epoki rządów PiS musi być emblematycznym, typowym, „prawdziwym”. Patriotą, katolikiem, tradycjonalistą, heteroseksualistą, białoskórym i najlepiej także pełnosprawnym. Pokazywanie tych, którzy tych standardów nie wypełniają osłabia wspólnotę, a zatem jest „destrukcyjne”. Proste.
Komu pamięć o atmosferze lat 2005-07 zaczynała słabnąć, powinien sięgnąć po informacje o planach PiS odnośnie polityki kulturalnej. To pożyteczny kubeł zimnej wody, który niektórych winien otrzeźwić.