Spełnienie marzeń przeciętnego obywatela Polski, który (nie bez słusznego powodu) o polityce ma jak najgorsze mniemanie, gwałtownie się zbliżyło. Przyznaj szczerze: ile razy sam wygrażałeś własnemu telewizorowi, gdy na ekranie pojawiła się sylwetka tego czy innego polityka, ile razy złorzeczyłeś całej „klasie” politycznej i w zaciszu domowych czterech ścian formułowałeś groźby, który wypowiedziane publicznie stałyby się groźbami karalnymi?
Bądźmy szczerzy: jak demokratyczny świat długi i szeroki, obywatele, nie tylko ci krewcy, nieraz dają się ponieść marzeniu o dowaleniu politykowi. Nie werbalnie, ale dosłownie. Towarzyszy temu jednak przekonanie, że dokonanie tego „aktu niewątpliwej sprawiedliwości” byłoby proste. Okazuje się, że gdy już pojawia się realna możliwość ziszczenia niezdrowych pragnień, progi są bardzo wysokie, a zadanie ekstremalnie trudne.
Na ring MMA ma jeszcze w tej kadencji wejść posłanka PO Iwona Guzowska. Szansę dokopania politykowi dostanie zapewne jedna obywatelka (bądź kilka). Może będzie nawet jatka, na pewno tabloidy skaczą z radości.
Nie wiem czy Guzowska przejdzie do historii jako pierwszy aktywny parlamentarzysta świata w formule MMA. Ale ja to popieram i sądzę, że posłanka powinna spokojnie przetrwać okres stawianych masowo pytań o to, czy wypada. Wypada czy nie, Guzowska bierze ideę spełniania postulatów wyborców na całkiem nowy poziom. I to jakościowo. Tak wielu z nas marzy o tym, aby wlać politykowi. Teraz jeden z nich mówi: proszę bardzo. Tyle tylko, że spacerek to nie będzie. Coś za coś.