Oczywiście zdaję sobie sprawę faktu, iż zgodę na wejście Polski do strefy euro obywatele wyrazili już w referendum. W 2003 r. odbyło się referendum akcesyjne, którego przedmiotem była ratyfikacja całego wynegocjowanego do 2002 r. traktatu, który zawierał zobowiązanie Polski do późniejszego przystąpienia kraju do strefy euro, w sytuacji, gdy dane makroekonomiczne pozwolą na spełnienie wymaganych kryteriów. Teoretycznie więc obywatele nie mają już nic do gadania. Ale w praktyce strefa euro, do której zdecydowaliśmy się wstąpić w 2003 r., już nie istnieje i nigdy w przyszłości istnieć nie będzie. Trwa jej gruntowna przebudowa. Jeśli proces ten się powiedzie i wspólna waluta przetrwa obecny kryzys, będzie to zupełnie inna strefa euro. Prasowe komentarze, także w proeuropejskiej prasie, wyraźnie stwierdzają, że dziś nawet nie można jeszcze przewidzieć, jaka ta strefa euro będzie za kilka lat. Tym bardziej, rzecz jasna, nie byli w stanie tego przewidzieć obywatele Polski głosujący m.in. nad tym problemem 9 lat temu. Ówczesne wotum traktować jako wiążące także po trwającej aktualnie przebudowie, w sytuacji, w której władze Polski nie będą miały większego wpływu na kierunki tej przebudowy, ponieważ kraj jeszcze w euro nie jest, wymaga sporo niedobrej woli. Mawiamy w Polsce „nic o nas bez nas”. Dlatego, korzystając z lekcji historii i niezaprzeczalnej wiedzy o fatalnej wadliwości struktury strefy euro sprzed kryzysu, która każe nam z ostrożnością podchodzić do jej nowej wersji, musimy odnowić mandat społeczny dla wejścia Polski do strefy euro organizując na ten temat referendum.
Oczywiście w obecnej sytuacji nie ma to większego sensu. Eurosceptycy być może zarzucą mi, że jestem przeciwny referendum teraz ze względu na niski stan poparcia idei akcesji do strefy przez Polaków, który dobitnie pokazują sondaże. Nie o to jednak chodzi. Jasnym jest, że nie warto powtarzać podobnego bezsensownego manewru jak w 2003 r. i głosować coś, co i tak nie będzie realizowane w najbliższym czasie. Najpierw strefa euro musi zakończyć proces rekonstrukcji, wprowadzić w życie te mechanizmy i nowe reguły, o których tyle słyszymy w mediach. Następnie musi zakończyć się kryzys, a przynajmniej jego najostrzejsza faza, tak aby w praktyce można było stwierdzić, czy nowy system działa. Następnie w końcu Polska musi uzyskać warunki, które umożliwiłyby jej rozpoczęcie starań o wejście do strefy. Referendum należałoby przeprowadzić dopiero w ostatnim kroku, np. rok przed konkretną, ustaloną z partnerami datą akcesji. Być może jego negatywny wynik należałoby połączyć z konsekwencjami w postaci wyjścia Polski z UE, jeśli tak sprawę postawiliby partnerzy (formalnie bowiem zobowiązanie z 2003 r. nie traci na ważności).
W każdym razie zmiana waluty narodowej na wspólnotową to decyzja na tyle poważna, że obywatele kraju powinni mieć prawo wypowiedzieć się na temat konkretnych uwarunkowań tej decyzji, znając rzeczywisty i aktualny obraz. Werdykt z 2003 r. nie może być już na poważnie traktowany jako ostatecznie wiążący wobec radykalnych zmian powziętych w międzyczasie.