Okres przedświąteczny to idealny czas na zajęcie się tematem dobroczynności. Dla inicjatyw wielu ludzi dobrej woli jest to czas wzmożonej pracy, czas realizacji długo przygotowywanych przedsięwzięć. Przykładowo właśnie po raz trzydziesty z rzędu Olsztyn odwiedził Georg Dietrich, powszechnie nazywany tam „Mikołajem z Oldenburga” i przywiózł oddziałowi dziecięcemu miejscowego szpitala – obok drobnych podarków dla dzieci – nowoczesny sprzęt medyczny o wartości około 80 000 złotych.
Szpital nie będzie miał kłopotów z przyjęciem darowizny. Jednak wielu zagranicznych sponsorów z niedowierzaniem doświadcza w Polsce sytuacji, w których obdarowywani, gdy są to prywatne osoby fizyczne, darów serca nie przyjmują. Dzieje się tak z prozaicznej przyczyny. Od darowizny muszą odprowadzić na rzecz tego państwa podatek, uzależniony od wartości otrzymanego sprzętu. Ten zaś jest coraz bardziej nowoczesny i coraz droższy. Przykładowo tablice ze znakami Braille’a, które umożliwiają niewidomym korzystanie z komputera kosztują tyle, że podatek od nich wynosi 8000 złotych. Zaawansowane technicznie wózki inwalidzkie kosztują też niemało. Jest moralnie naganne, że państwo polskie pobiera w takich okolicznościach podatek. Powinno się uchwalić przepis znoszący ten obowiązek w przypadku sprzętu koniecznego do poniesienia jakości życia osób niepełnosprawnych, w okoliczności gdy niepełnosprawność nie jest przecież wynikiem woli osoby nią dotkniętej. To że ktoś potrzebuje wózek, nie wynika z fanaberii czy potrzeb luksusu. Nie jest to formuła wzbogacenia się. Podatek od darowizny w takim przypadku jest nieuzasadniony i etycznie odpychający.
Nic nowego pod słońcem. W czasach wczesnego średniowiecza w wielu miejscach Europy istniały układy pomiędzy lokalnymi mieszkańcami wsi a koczującą w okolicznych lasach zgrają zbójców, na podstawie której mieszkańcy płacili zbójcom haracz i zapewniali wikt, zaś zbójcy podejmowali się ich chronić przed innymi zbójcami. Rzadko, ale zdarzało się, że układ ten był dowolny, czyli mieszkańcy mogli z ochrony zbójców zrezygnować. Najczęściej jednak byli zmuszeni wejść w układ. Jeśli ta osobista zgraja ich skutecznie chroniła i nie grabiła nazbyt dotkliwie, to nawet mieli powody do zadowolenia. Dziś dowolności nie ma i wszyscy jesteśmy zmuszeni przyjąć ochronę zbójców w zamian za haracz. Zbójcy dokonali daleko idącej profesjonalizacji, powołali liczne agendy, zaprzęgli najnowocześniejszą technikę do swoich celów. Tym zbójcom na imię dziś państwo, zaś haraczowi podatek. Tak samo jak zbójcy onegdaj, współcześni zbójcy arbitralnie narzucili nam warunki układu i wysokość haraczu oraz samowolnie zdecydowali, że grabież nie jest kradzieżą, gdyż tak postanawia sformułowane przez nich tzw. „prawo”.
Nadal jednak w społecznościach mieszkańców jest coś takiego jak masa krytyczna. Mieszkańcy potrafili i potrafią sporo znieść ze strony zbójców. Jedno jednak oburza do białości. Gdy zbój porywa się i czyni jawną krzywdę najsłabszym i najbardziej bezbronnym spośród mieszkańców. Gdy pogarsza ich, i tak niedobry los. W przeszłości, nieraz, mieszkańcy potrafili wówczas wziąć pały, maczugi oraz miecze i dać zbójom łupnia. To się nie zdezaktualizowało. Niechaj więc współczesne zbóje o tym pamiętają i zaprzestaną czynić jawną niesprawiedliwość w biały dzień.