Około 30 000 ludzi zgłosiło swoje zainteresowanie rolą wolontariusza w trakcie piłkarskiego Euro 2012 w czerwcu. Poniższa krytyka nie odnosi się jednak absolutnie w żaden sposób do żadnej z tych osób. Różną mieli oni motywację. Zrozumiałe, że chcieli przeżyć „przygodę”, zwłaszcza jeśli rzucono ich akurat na ciekawy front, taki jak przede wszystkim stadiony. Do pewnego stopnia można zrozumieć, że chcieli się także poczuć „gospodarzami”. W końcu idącą w tym kierunku feel-good-propagandę prowadzą m.in. miasta-gospodarze. Ja jednak, po dłuższym namyśle, zdecydowałem się zdystansować wobec poprawnie politycznej wizji Euro 2012, że jest to „nasza, wspólna impreza” lub nasza „odpowiedzialność za wizerunek Polski w świecie”, że „wszyscy jesteśmy gospodarzami”. Euro 2012 to wielka, kosztowna i przede wszystkim komercyjna impreza firmy o nazwie UEFA, której organizator osiągnie kolosalne zyski finansowe. Sam ten fakt powinien skłonić do zadania pytania, do którego momentu cięcie przez niego kosztów jest jeszcze uzasadnione. Otóż powoływanie wolontariuszy do obsługi komercyjnej imprezy uzasadnione w mojej ocenie nie jest. Jeśli UEFA na turnieju zarobi wielkie pieniądze to stać ją, aby za uczciwą i wcale niełatwą pracę całymi dniami w upale również uczciwie zapłacić.
Idea wolontariatu jest szczytna, ale nie sama w sobie. Poświęcić czas i wysiłek warto, ale nie niezależnie od celu, na jaki są one spożytkowane. Bez wątpienia rzeczą piękną i potrzebną jest wolontariat przy akcjach charytatywnych. Gdy pomagamy chorym dzieciom lub osobom ubogim, dobrze inwestujemy swoje wysiłki. Ponieważ nie biorąc pieniędzy za pracę, zwiększamy sumę, jaka może zostać przeznaczona na zbożny cel akcji. Jeśli zaś pomagamy wielkiej korporacji maksymalizować zyski lub młodym, zdrowym i samodzielnym ludziom pokazujemy drogę od knajpy do knajpy, a potem – gdy nie bardzo już wiedzą, w jakim kraju się znajdują, prowadzimy ich za rączkę do hotelu, to nie stoi za tym żadna wniosła idea. Ot, jedni zarabiają, a drudzy świetnie się bawią. Z punktu widzenia alternatywnych możliwości użycia czasu pracy wolontariuszy jest to karygodne marnotrawstwo.
W czasach gdy o pracę, zwłaszcza dla młodych ludzi, jest coraz trudniej, w Europie rośnie bezrobocie, a perspektywy przyszłości tychże młodych wydają się coraz mniej różowe, każde praca, również tymczasowa, jest na wagę złota. Dlatego uważam, że UEFA postępuje nieetycznie decydując się wspierać pracą wolontariuszy, zamiast uczciwie zapłacić pracownikom tymczasowym dość skromne przecież zapewne sumy. Wobec postawy tej organizacji wyrazić należy najwyższą dezaprobatę.
Z czysto ekonomicznego punktu widzenia jest to jednak oczywiście zrozumiałe. Po co płacić za coś, co można mieć za darmo? Jeśli tak wiele osób jest skłonne (i stać je), aby przez 3-4 tygodnie bezpłatnie pracować tyle i tyle godzin na rzecz UEFA, ponieważ uwierzyli w „aksjologiczną” wizję piłkarskiego turnieju, to nic dziwnego, że UEFA z tego korzysta. Tracą na tym ci, którzy także chętnie by to zrobili, ale muszą zarabiać na swoje utrzymanie także w czerwcu, tracą ci, którzy potrzebują pracy.
Przeżywajcie więc, moi drodzy, waszą „przygodę”, bądźcie „częścią czegoś wyjątkowego”, ale nie wypierajcie ze świadomości faktu, że jesteście wykorzystywani przez ludzi, którzy za „pracę” polegającą na siedzeniu na meczach w VIP-owskich lożach i bankietowaniu do białego rana policzą sobie miliony (ciekawym jak wielu funkcyjnych UEFA ochoczo popracowałoby w pocie czoła za guzik z pętelką, tudzież uwaga! – t-shirt i czapeczkę z uwielbionym logiem czegoś tam). Euro 2012 pokazuje, że świat składa się cwaniaków, ludzi przez cwaniaków wykorzystywanych oraz ofiar cwaniactwa. Najlepiej należeć do pierwszej grupy. Najgorzej zaś być nieświadomą częścią grupy drugiej.