Rzadko to robię, być może jest to wręcz pierwszy raz na tym blogu, kiedy odnoszę się do publikacji w znamienitym piśmie „Najwyższy Czas!”, a więc w pisemku środowisk związanych z myślą korwnizmu-mikkizmu w polskiej polityce. Na jego łamach uzyskujemy co tydzień wgląd w prawdziwą równoległą rzeczywistość, jeśli chodzi m.in. o rozumienie liberalizmu. Naturalnie nie oznacza to, że poglądy uznawane tam za liberalizm nie mają z nim nic wspólnego. Wiele argumentów jest bardzo sensownych, a jednak jest to w ogólnym ujęciu rezerwat nurtów liberalnej myśli, które wygasły zasadniczo wraz z zanikiem wpływów na bieg ewolucji myśli liberalnej myślicieli takich jak Herbert Spencer, a zatem w początkach XX wieku.
Mniejsza jednak o to, gdyż to oczywiście kwestie otwierające bardzo długą dyskusję, na którą tutaj brak miejsca. W ostatnim numerze pisma znajdujemy artykuł głównego autorytetu korwnizmu-mikkizmu, a więc Janusza Korwin-Mikkego, który stanowi skrótowe spojrzenia na główne elementy programu jego nowego projektu politycznego, który w tym roku wystartuje do boju o nasze głosy – Kongresu Nowej Prawicy. Poglądy są to nienowe i każdy, kto lubi eksplorować polityczną egzotykę, zasadniczo je zna. Do łez rozbawia jednak niewiarygodnie infantylna argumentacja na rzecz niektórych z nich. Dwa przykłady zasługują na wyróżnienie.
Jak wiadomo korwiniści-mikkiści są entuzjastami kary śmierci za najcięższe przestępstwa umyślne. Autor tłumaczy to nie sprawiedliwością czy biblijną zasadą „oko za oko”, z czym jakoś tam można na pewno dyskutować, ale tak oto: „[jeśli] morderca wie, że za mord jest śmierć; jeśli więc mimo to morduje, to znaczy, że chce, byśmy go powiesili – tak samo jak ten, kto wypije litr wódki, chce być odurzony”. Innymi słowy spełniamy życzenie mordercy i to jest głównym argumentem za tą karą. Hm, a może jednak bywa, dzidzisiu, czasem tak, że morderca chce się wywinąć, a nie zawisnąć? Co więcej, może chce wykorzystać tego rodzaju modelową naiwność, aby załatwić od razu dwie osoby, jedną zabijając, a drugą obarczając zbrodnią, np. umieszczając jej materiał DNA na ciele pierwszej ofiary? A co z zasadą, że nieznajomość prawa nie chroni przed karą? Przy tej argumentacji powinna chronić, no bo skoro morderca nie wiedziałby, że za czyn ten grozi kara śmierci, to nie sposób utrzymywać, że chciał by go powiesili. O rety, co teraz?!
Druga sprawa jest jeszcze fajniejsza. Korwiniści-mikkiści marzą o tym, aby na drodze „selekcji naturalnej” naród polski stawał się coraz bardziej doskonały. Stąd ich poparcie dla legalnych narkotyków (argumenta w rodzaju priorytetu wolności indywidualnej nad moralnością społeczną są tu drugorzędne, ważniejsze, aby narkomani się sami wytłukli i opuścili genetic pool narodu). Korwin-Mikke rozpływa się w podziwie dla Żydów i sugeruje, że z punktu widzenia tych, którzy dziś żyją, holokaust był w zasadzie błogosławieństwem. No bo, skoro Żydzi byli poddani polowaniu i eksterminacji, to przeżyli najsilniejsi i najsprytniejsi oraz ich geny. Więc Żyd dziś jest genetycznie wyższej jakości. Niczym sarna, na którą od pokoleń wilki polują, a inaczej niż chroniony żubr, co go nawet myśliwemu ustrzelić nie wolno.
Jeśli dobrze rozumiem, to podobną selekcję korwiniści-mikkiści życzyliby sobie w odniesieniu do narodu polskiego. Faktem jest, że gdyby odstrzelić 80% Polaków, to 1,5% głosujących dziś na UPR starczyłoby na pokonanie progu wyborczego. Dlatego proponuję Kongresowi Nowej Prawicy pójść za ciosem i odważnie, szczerze ująć w oficjalnym programie np. ideę sprowadzenia do Polski, wzorem Kaddafiego, somalijskich czy czadzkich najemników w liczbie 20 000 na okres np. dwóch lat. Otrzymaliby oni harmonogram rajdów zbrojnych na poszczególne miejscowości kraju. Tylko najbardziej sprytni i inteligentni Polacy przeżyliby to zdarzenie i, mimo redukcji liczebności narodu, do np. 20 milionów, za 20-30 lat mielibyśmy wysyp istnie aryjskich Polaków. Oczywiście najemnikom nie wolno byłoby tylko gwałcić Polek. Dlaczego, nie muszę wyjaśniać.
Takie oto badziewie znajduje się na obrzeżach polskiego życia politycznego. Mało mnie boli badziewie o skrajnie lewicowych czy nacjonalistyczno-klerykalnych rysach. Boli mnie gdy ludzie, którym w głowach coś złego się dzieje, sięgają – nawet jeśli tylko częściowo – po label liberalizmu. Ponieważ, mimo wszystkich, czasem bardzo sensownych poglądów na ekonomię, suma sumarum z liberalizmem ich styl myślenia nie ma nic wspólnego.
A w roku 2011 stajemy przed wyborem pomiędzy drętwymi partiami sejmowego oligopolu, które kojarzą się tylko z takimi czy innymi rozczarowaniami, a czymś takim o. SD pokłóciło się wewnętrznie i nie jest w stanie wystartować. PD ciągle topnieje, a jej znane nazwiska już wszystkie są w zasadzie – nieformalnie – w PO. Palikot okazał się politycznym solistą, co jest bez sensu gdy trzeba obsadzić listy w ponad 40 okręgach. PJN się sypie i wręcz manifestuje brak wiary w siebie. Korwin-Mikke zamiast zbudować coś interesującego na kształt amerykańskich libertarian czy belgijskiej listy Dedeckera z wiekiem coraz bardziej brnie w zoologiczno-nacjonalistyczne klimaty z brązowym zabarwieniem. W takim układzie oligopol jest bezalternatywny, a jeden – wiadomo który – z jego elementów zyskuje jednak sporą atrakcyjność przed wyborami.