Głębokość kryzysu, w którym znalazła się niemiecka partia liberalna FDP, przyprawia o zawroty głowy. I pomyśleć, że niecały rok po wyborach, gdy zaczęła się otwarta krytyka stylu kierowania partią przez Guido Westerwelle, za dramatyczny kryzys uważano notowania partii na poziomie 7-8%. Owszem partia zdążyła już wtedy stracić blisko połowę swego 14%-poparcia z wyborów jesienią 2009 r., a Westerwelle miał spore problemy z pogodzeniem obowiązków wicekanclerza i szefa dyplomacji z przewodzeniem strukturze partyjnej, ale jednak w porównaniu z dzisiejszym położeniem FDP jej sytuacja z 2010 r. była jeszcze całkiem niezła.
Niestety, wybrany przed niecałym rokiem nowy, młody przewodniczący partii, minister gospodarki Phillipp Rösler nie był jak dotąd w stanie odwrócić dramatycznego odpływu elektoratu. Partia już zanim przejął stery osiadła w sondażach grubo poniżej 5%-towego progu wyborczego, jednak blisko 12 miesięcy później trzeba rzec, że nic nawet nie drgnęło. Poparcie dla FDP utrzymuje się w przedziale 2-3%, z rzadka dochodząc do poziomu 4%. W obecnej sytuacji liberałowie niemieccy skazani są na wykluczenie z Bundestagu w najbliższych wyborach, do których zostało już tylko półtora roku.
Inaczej niż Westerwelle, Rösler nie bardzo może się tłumaczyć już kryzysem. Co prawda, kryzys nadal trawi strefę euro, a niemieckiego podatnika radykalnie drażnią pomocowe wypłaty na rzecz Grecji, kraju, który przez wiele lat fałszował swoje dane o stanie gospodarki i finansów państwa. Jednak w samych Niemczech sytuacja jest dziś dużo lepsza niż w 2009 r. Objęcie przez szefa FDP stanowiska ministra gospodarki (wcześniej kierował resortem zdrowia) było zresztą pomysłem na uratowanie pozycji partii. Rösler miał ogłaszać antycypowane, dobre wieści o poprawie kondycji niemieckiej ekonomii, a FDP miała spijać piarowską piankę. Tymczasem nic z tego.
Röslerowi nie brakuje kompetencji, lecz brakuje dynamiki by poruszyć wyobraźnię tradycyjnego elektoratu partii i przekonać go, że jeszcze FDP nie umarła, ma idee i program na przyszłość. Rösler chciał wyjścia partii z neoliberalnego narożnika, niebezpiecznego miejsca w dobie kryzysu. Jednak nie zaszczepił w zasadzie nic w zamian. Partia zrezygnowała z jednego wyrazistego profilu nie na rzecz innego wyrazistego profilu, a na rzecz braku wyrazistego profilu. Tamten profil dobry nie był, nie na te czasy. Ale zapewniał trwanie przy FDP jej rdzenia w postaci najwierniejszej klienteli. Rezygnacja z niego spowodowała, że i rdzeń się wykruszył, w efekcie czego zamiast 6%, partia ma 2% poparcia. FDP jest jak sam Rösler: grzeczna, przewidywalna, umiarkowana, ale bez ikry i wiary w odwrócenie trendu.
Ostatnia nadzieja nazywa się Christian Lindner, a testem na realność szansy utrzymania się liberałów w Bundestagu jesienią 2013 r. będą przyspieszone wybory do landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii. Szefem tej największego w strukturze FDP organizacji landowej został właśnie Christian Lindner, został też liderem listy wyborczej do landtagu. Nadrenia Północna-Westfalia jest w znacznym stopniu Niemcami w pigułce. Za wyjątkiem nieco silniejszej SPD i nieco słabszej CDU, poparcie dla partii tutaj przypomina poparcie dla tychże w skali całej federacji. FDP ma więc i w tym landzie 2-3% poparcia. Lindner startuje, aby spróbować to zmienić. Wynik będzie testem jego stylu i jego metody walki politycznej. Jego styl jest podobny do Westerwelle, zadziorny, wojowniczy, głęboko przekonany do swoich poglądów, ideowy. Natomiast treść mniej doktrynerska w kierunku neoliberalnym, z większą równowagą w rozkładaniu akcentów pomiędzy gospodarczo-podatkowe problemy z jednej, a kwestie praw obywatelskich i jakości życia (ekologia) z drugiej strony. Bardziej odpowiada to dzisiejszym oczekiwaniom w Niemczech po kryzysie i po Fukushimie. Kampania Lindnera będzie więc jak papierek lakmusowy. Odpowie na pytanie, czy dla FDP jest nadzieja i czy jest nią liberalizm à la Lindner. Możliwe są trzy scenariusze: 1. Sondaże nie drgną i wynik będzie około 2-3% (co oznacza, że zmiana stylu partii nic nie daje i równie dobrze można polec na czele z Röslerem), 2. Partia wejdzie do landtagu z wynikiem ponad 5% (Lindner powinien zostać szefem partii i swoją strategię zrealizować na poziomie kampanii do Bundestagu za rok), 3. Sondaże drgną, ale nie dość: wynik pomiędzy 3,8 a 4,99% (styl Lindnera daje pewną nadzieję i powinien on wrócić do pierwszego szeregu partii, jednak jego pomysły mogą być tylko jednym z elementów strategii).
Oczywiście czynnikiem jest czas, którego w kampanii do landtagu jest bardzo mało, a do Bundestagu jeszcze bardzo dużo. Osobiście, w obliczu obecnej katastrofy, uważam, że FDP uratuje Lindner albo nikt. Tylko dzięki niemu w Niemczech w parlamencie będzie dalej liberalna partia po wrześniu 2013.