Role PO i .N na maraton wyborczy 2018-20 są więc, jak się zdaje, określone. Wyścig pomiędzy oboma partiami o miano „przywódcy opozycji” rozstrzygnięty na korzyść PO, co jednak nie oznacza ani klęski .N, ani utraty przez tą partię racji bytu. .Nowoczesna przez chwilę może miała nadzieje, że stanie się partią dużą o „ludowym” zasięgu rekrutacji elektoratu. Jednak ani jej założenia, ani jej program nigdy nie były zorientowane na realizację tego celu. Jej rolą jest funkcja partii liberalnego centrum, która zyskując średni potencjał wyborczy w kilku określonych segmentach elektoratu, stać się może nieodzownym koalicjantem z możliwością modyfikowania przyszłego programu koalicji rządowej. A zatem zadaniem PO jest masowy nabór wyborców ze wszystkich prawie grup społecznych i sięgnięcie po wynik rzędu 35-40%, podczas gdy celem .N jest mobilizacja elektoratu liberalnego, z dużych skupisk miejskich, o wysokich dochodach i/lub wysokim poziomie wykształcenia, w celu zgromadzenia poparcia w wysokości 8-12% głosów. Suma tych wyników zapewniłaby większość w kolejnym Sejmie.
Ostatnie deklaracje programowe obu partii wydają się sygnalizować, że ich liderzy zrozumieli i przyjęli te właśnie role. W okresie „dołka” na poziomie nawet 15% poparcia, w PO mogła toczyć się ożywiona dyskusja wewnętrzna o strategię partii, w której politycy tacy jak Tomasz Siemoniak, Rafał Trzaskowski czy Agnieszka Pomaska prawdopodobnie byli zwolennikami odważnego formułowania postulatów opartych o mocne przekonania ideowe. Lider PO Grzegorz Schetyna najpewniej był sceptyczny wobec tego kierunku już wówczas, gdy na łamach prawicowego pisma mówił o „konserwatywnej kotwicy”. W wywiadzie dla „Liberte!” Schetyna potwierdził, że odsunięcie PiS od władzy (czyli: zdobycie jej przez PO) jest dla niego ultymatywnym celem, któremu aspekty ideowe są ściśle podporządkowane. Koniec kryzysu sondażowego jego partii oznacza, że PO znów ma „coś do stracenia”. W efekcie nie dziwią bardzo zachowawcze i dostosowane do oczekiwań większości wyborców deklaracje liderów Platformy w takich sprawach, jak 500+, uchodźcy i sprawy światopoglądowe. PO w tych debatach pozycjonuje się po stronie antyliberalnej nie dlatego, że Schetyna nie lubi liberalizmu i wolności, tylko dlatego, że po tej samej stronie znajduje się wyraźna większość wyborców. Tych ludzi PO łatwiej będzie przyciągnąć hasłami: o poszerzeniu programu 500+ o świadczenie na pierwsze dzieci także dla majętnych rodziców, przeciwko przyjmowaniu uchodźców nazywanych dla zamazania problematyki moralnej „nielegalnymi imigrantami” oraz embargiem na deklaracje ws. finansowania praktykowania religii przez państwo czy związków partnerskich. PO unika grząskiego gruntu, aby mieć szanse na grubo ponad 30% głosów w wyborach. Jej cel polityczny jest przede wszystkim celem ilościowym, a logika działania logiką tzw. partii ludowej, a więc „partii dla wszystkich”, która chyli czoła preferencjom arytmetycznej większości w kluczowych dyskusjach i chowa do kieszeni autentyczne przekonania swoich własnych działaczy, posłów, itp.
.Nowoczesna odpowiada na to zupełnie inną strategią. Jako jedyna partia w Polsce głosi potrzebę likwidacji niesłychanie popularnego programu 500+, ponieważ rujnuje on finanse państwa i jest formą żerowania na dobrobycie przyszłych pokoleń w postaci zaciągania w ich imieniu horrendalnych długów. W zamian proponuje program obniżenia realnych podatków w postaci ulg, który będzie kosztować mniej dzięki kryterium dochodowemu, ale także dzięki zmniejszeniu transferu socjalnego w porównaniu z 500+. Partia Ryszarda Petru i Katarzyny Lubnauer opowiada się za przyjmowaniem uchodźców i ofiar wojny i rzuca tutaj wyzwanie rasistowskim hejterom, wskazując na stojące za taką postawą względy moralne, co jest równocześnie głęboko liberalne i głęboko chrześcijańskie. W końcu .N nie boi się przyjąć wizerunku partii jednoznacznie liberalnej obyczajowo w zakresie problemów takich jak związki partnerskie, rozdział kościołów od państwa, antykoncepcja a nawet planowanie rodziny. To postawa nowa w dziejach liberalnego centrum w III RP, które dotąd było jednak raczej zachowawcze i uciekało pod parasol koncepcji „braku dyscypliny partyjnej”. Partia Petru i Lubnauer przyjmuje taką koncepcję świadoma, że jej poglądy w tych sprawach nie się większościowe w Polsce. Może tak uczynić, ponieważ nie jest „partią ludową” i nie szuka wyborców wszędzie, a tylko w tych grupach, gdzie liberalne poglądy są rozpowszechnione. Jej cel jest zatem celem jakościowym: uzyskanie maksymalnego możliwego poparcia przy zachowaniu samodzielnie wybranego i zgodnego z przekonaniami własnymi katalogu wartości ideowych, które nie powinny być poświęcane na ołtarzu poklasku społecznego.
Oto więc kształtują się polska CDU i polska FDP. Nie przymierzając: POpulizm i roztropNość.
Prawda o polityce jest taka, że aby działać w niej skutecznie, bez populizmu się nie obędzie, zwłaszcza w czasach mediów społecznościowych i newsów 24 h/doba. Ale aby istniał sens w uprawianiu polityki, cele zasadnicze muszą opierać się na wartościach i rozsądnej analizie potrzeb obywateli oraz możliwości państwa. Te filozofie trzeba poddać udanej i mądrej syntezie. Zwłaszcza że rząd, który nastąpi po PiS, stanie przed Herkulesowym zadaniem odbudowy ustroju państwa, zaufania do prokuratury, TK, policji, administracji, mediów publicznych, nowego ułożenia relacji z kościołami, likwidacji nielegalnych ustaw, pociągnięcia do odpowiedzialności politycznej i karnej ludzi winnych deliktom konstytucyjnym i zwykłym nadużyciom, liberalizacji prawa i przywrócenia swobody działalności gospodarczej. Dywersyfikacja celów PO i .N powinna pomóc obu partiom skupić się na swoich, odtąd różnych zadaniach, skoncentrować się na pozyskiwaniu dość odmiennego jednak elektoratu, wygasić dwustronne konflikty i przygotować się do mamucich zadań, które spadną na działaczy obu partii po jesieni 2019 r., o ile tak zdecydują Polki i Polacy.