W nowej perspektywie finansowej UE, w ramach środków przeznaczonych dla Polski, jest niemała pula, która została zarezerwowana dla obszarów metropolitalnych w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Obszar trójmiejski może z tego poważnie skorzystać, media piszą o sumie przekraczającej 800 mln złotych. Problem jednak w tym, że aby metropolia mogła realizować jakiekolwiek projekty i zyskiwać na nie dofinansowanie, musi stanowić dobrze skoordynowany organizm, silny współpracą poszczególnych gmin. Tego w Trójmieście niestety brakuje i jest to nie tyle nawet wina jednego człowieka, co źle pojętego pragnienia zachowania wyraźnie zarysowanej odrębności i podkreślania własnej niezależności.
Na projekt powołania stowarzyszenia koordynującego współpracę metropolitarną, który przedstawił prezydent Gdańska, jego kolega z Gdyni odpowiedział powołaniem własnego, konkurencyjnego. Doszło do podziału metropolii na dwa organizmy (przy czym jeden – gdyński – wyraźnie mniejszy), które poczęły niezależnie od siebie rozwijać plany projektów. Jak się wydaje, nie ma to żadnego uzasadnienia w warstwie pragmatycznej. Jedynym powodem są ambicje, duma, przerośnięty patriotyzm lokalny, dystans i chyba niechęć, a także nawet historyczne zaszłości. Tak czy inaczej, nawet wobec perspektywy utraty przez obszar trójmiejski lwiej części wspomnianych środków, prezydent Gdyni nadal za priorytet wydaje się uznawać zmianę nazwy ewentualnej wspólnej struktury z „gdańska” na „gdańsko-gdyńska” (a może i „gdyńsko-gdańska”), a nie podjęcie działań, dzięki którym miasta uzyskają środki na realizację projektów w realny sposób ułatwiających codzienne życie mieszkańcom. To ustawianie własnej lokalnej dumy na szczycie hierarchii wartości i celów polityki przez Wojciecha Szczurka jest konsekwentnie forsowanym elementem charakterystycznym dla jego urzędowania i ciągnie się niczym czerwona linia w poprzek całego szeregu zakresów problemowych. Owocem tej postawy jest upór w wydatkowaniu środków na budowę lotniska konkurencyjnego wobec położonego pod Gdańskiem Portu im. L.Wałęsy, które w tym roku stanie chyba ością w gardle jego promotorom.
W Australii Sydney i Melbourne nie mogły się dogadać, które będzie stolicą. Znaleziono kompromis, wiadomo jaki. Wydaje się, że wychodząc naprzeciw wrażliwości gdynian i ich ukochanego prezydenta można skopiować tamto rozwiązanie na nasz trójmiejski grunt i pozwolić pragmatyzmowi zwyciężyć. Uczyńmy Redę stolicą trójmiejskiego obszaru metropolitarnego. To miasto należące równocześnie do obu wspomnianych wyżej konkurencyjnych stowarzyszeń, ponieważ jego burmistrzowi bliżej do Gdyni, a większości rady bliżej do idei współpracy wszystkich, promowanej przez Gdańsk. Gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci niechaj korzysta. Reda na centrum metropolii, a uwaga skupiona na sprawach podstawowych, a nie na uczuciach, ego, etykiecie i wrażliwościach.