Jesteśmy właśnie świeżo po niezwykle ważnym, corocznym bodaj wydarzeniu, które zwykło odbijać się szerokim echem w polskich mediach. Imprezie „Playboya”. Jak donoszą zorientowani komentatorzy, na tą imprezę nie wypada ubierać bielizny, dlatego też gwarantowane w pakiecie są „wpadki” garderobiane. Dzięki nim potrafi się w kolejnych 2-3 tygodniach wyżywić cała gałąź branży dziennikarskiej, więc chwała „wpadkom” za to!
Przewidywalne jest w tym kontekście pojawienie się zasadniczo rozsądnych reakcji, takich jak tekst pani Marty Kijańskiej na portalu natemat.pl ( http://mkbednarz.natemat.pl/65111,gdzie-konczy-sie-luz ). Autorka poczyniła tam najtrafniejsze z możliwych spostrzeżeń, że pomimo wszelkich zmian obyczajowych, pokazywanie gołego tyłka na publicznej imprezie może zostać odebrane jako afront wobec innych gości. W tym kontekście przytacza w tekście kilka innych, również trafnych przykładów, gdzie różne osoby zachowały się w sposób niewystarczająco uwzględniający komfort funkcjonowania innych ludzi wokół nich.
Ale akurat kazus imprezy „Playboya” i właśnie tam półodkrytego tyłka kilku (obawiam się, że już skazanych na sukces) młodych dziewczyn jest jedynym, wobec którego podjąłbym z panią Kijańską polemikę. Nie godzi się pójść tak do teatru czy opery, a już na pewno nie na pogrzeb, do kościoła czy dzień rodziców w lokalnym przedszkolu. Zresztą na pogrzeb nie godzi się też ubrać hawajskiej koszuli, a do kościoła szortów z gatunku hot pants. Półodkrytego tyłka nie warto też pokazywać na premierze filmu (choć tutaj już co nieco zależy od tematyki tegoż: „Lista Schindlera” i „American Pie” mogą wiązać się odmiennym dress code), ale impreza pisma piszącego na tysiące tematów, ale znanego tylko i wyłącznie (proszę mi wybaczyć pochopną być może szczerość) z prezentacji fotografii kobiet utrzymanych w do-rosołowej stylistyce jest jednak jednym z niewielu miejsc, gdzie półodkrytość tyłka nie razi, mniej razi, albo razić nie powinna, a jeśli kogoś razi, to powinna osoba ta unikać oglądania relacji z różnych przedsięwzięć wspomnianego tytułu prasowego.
Naga skóra w życiu społecznym i (tak, nie boję się śmieszności wplecenia tutaj tego słowa) kulturalnym ludzi zawsze miała swoje miejsce. Nie jest tak, że teraz robi się coś, co kiedyś nie wypadało i nie było praktykowane. Imprezy tego typu były zawsze, tyle tylko, że dziś przestały być automatycznie elementem składowym rynsztoka. Bywają eleganckie i osiągają pewien poziom, do którego wcześniej nie aspirowały. To wcale nie musi być proces negatywny, przeciwnie.
A tyłek, jak to tyłek. Taki jak miliony innych, które świat już zdążył skomentować.