47%. Tyle według jednego z sondaży może wynosić poparcie dla PiS obecnie. Inne sondaże są nieco mniej dosadne i zatrzymują się na poziomie 38-40%, ale i one pokazują wyraźny trend wzrostowy dla partii rządzącej. Opozycji społeczeństwo wystawia natomiast fatalną cenzurę. Nowoczesna utknęła na poziomie poparcia z wyborów 2015 r., zaś PO orze swoje dno w okolicach 16-18%. Dla pierwszych lepiej, a dla drugich i trzecich chyba gorzej być nie może?
Historia polityczna III RP pokazuje, że po zasadniczym przezwyciężeniu fragmentyzacji sceny politycznej, które nastąpiło w okresie lat 1999-2002, polska rywalizacja partyjna miała skłonność objawiać się w postaci fenomenu pompowania kolejnych partii, w których Polki i Polacy hurraoptymistycznie pokładali swoje sezonowe nadzieje, aby następnie przeżywać srogi zawód, masowo porzucać swoich wybrańców i po zebraniu się w sobie przystąpić do pompowania kolejnej alternatywy. Tak więc w latach 2000-2002 SLD dominował w polskiej polityce z poparciem ponad 40%, uzyskując także wynik powyżej tego progu w wyborach 2001. W latach 2004-2005 Sojusz zanotował spektakularny upadek, z którego nigdy się nie podniósł ulegając relegacji do drugiej, a może i trzeciej ligi politycznej. Okazał się purchawką, na którą nadepnął Lew Rywin. W tym samym czasie Polacy przystąpili do pompowania ponad miarę i rozsądek kolejnej purchawki o nazwie POPiS, której łączne poparcie sięgało nawet ponad 50%. W 2005 r. coś poszło jednak niezgodnie z logiką tego mechanizmu, bo dwuczłonowa purchawka okazała się niezdolna do życia i rozerwała się samoistnie na dwie części. Gdy emocje opadły napompowana została więc purchawka opozycyjnej akurat PO, która władzę objęła jeszcze przed szczytem napuchnięcia. Dzięki temu maksymalne rozmiary osiągnęła dopiero po kilku latach sprawowania rządów, a powietrze uszło z niej dopiero w drugiej kadencji. Stąd bezprecedensowe 8 lat u władzy, które jednak także zakończyły się utratą ponad połowy elektoratu z czasów szczytu hossy. Obecnie obserwujemy zaś w końcu pompowanie purchawki PiS. Sondaż CBOS, który mówi o 47%, pokazuje, że i ta purchawka może właśnie dochodzić do rozmiarów, które narażają ją na kolaps.
Jest duże ryzyko (lub, jeśli wolicie: duża szansa), że tak się stanie. Przyczyny pękania purchawek na pułapie bliskim 50% są bowiem systemowe. Poparcie rośnie w kilka lat z np. 25 do 50%, ale przecież społeczeństwo nie ulega tak szybkim przeobrażeniom. Nie zmieniają się radykalnie światopoglądy, potrzeby i interesy. Purchawki są w stanie wykorzystać niezadowolenie z rządów kolejno AWS, SLD, PiS i PO, aby przekonać bardzo dużo ludzi, że są faktycznie jedyną alternatywą, nawet jeśli z „dobrodziejstwem inwentarza” przynoszą do praktyki rządzenia ze sobą wiele rzeczy, których większość ich sondażowych zwolenników absolutnie nie chce. Potem starają się robić szpagaty, break-dance’y, stepowania i inne wygibasy, aby tak wielki elektorat, złożony z wielu segmentów o rozbieżnych i często sprzecznych interesach zatrzymać przy sobie. Tymczasem okazuje się, że jedynym sposobem na to jest metoda na NSDAP, czyli wzięcie kraju za mordę w momencie, gdy purchawka jest największa, lub (w wersji light) metoda na Partię Rewolucyjno-Instytucjonalną w Meksyku. Dzwonkiem alarmowym dla PiS powinny być szczegółowe wyniki sondaży, które pokazują, że wraz z pokonaniem bariery 40% rośnie mu poparcie wśród majętnych obywateli. Dotąd paliwem partii była retoryka antyelitarna. Tymczasem takie zmiany w strukturze elektoratu to początek erozji tego kluczowego fundamentu sukcesu.
Ale PiS lepiej przygotował sobie instrumentarium na uniknięcie losu purchawki, aniżeli SLD i PO przed nim. Przejęcie kontroli nad prokuraturą, nadanie służbom specjalnym nieograniczonego prawa do inwigilacji obywateli, kontrola nad sądami, wkrótce zepchnięcie opozycyjnych mediów na margines, radykalna i przemożna propaganda w mediach państwowych, kontrola finansowa nad kulturą i generowanie autocenzury wypowiedzi z obawy o konsekwencje w życiu prywatnym, ideologizacja szkół – to tylko niektóre z umocnień purchawki, których wcześniejsze okazy na polskiej scenie politycznej nie miały. Kluczowe będą też zmiany w ordynacji wyborczej. Wielką przewagę daje monopartyjny charakter sprawowania władzy, gdzie w zasadzie nie ma „problemu z mniejszym koalicjantem” (pomijam tutaj smutne miny Jarosława Gowina, bo to luksusowy problem). W takich warunkach odpływ powietrza z purchawki przed wyborami w 2019 r. może zostać zamortyzowany, a poparcie rzędu 28% może dać więcej mandatów aniżeli poparcie 37% 4 lata wcześniej.
Opozycja jest dzisiaj w głębokim kryzysie, którego głównym źródłem jest publiczne przeżywanie przez jej liderów rozterek na tle tego, czy lista powinna być wspólna czy nie. Zamiast zastanawiać się nad politologiczną kompozycją własnych list, warto zastanowić się nad socjologiczną dekompozycją elektoratu PiS, który zamienia się właśnie w beczkę prochu wrogich wobec siebie interesów społecznych.