Trwa wizyta Donalda Trumpa w Warszawie. Jego wystąpienie po rozmowach z Andrzejem Dudą to kolejny dowód na to, że wraz z końcem prezydentury Baracka Obamy skończył się w USA czas polityki wspierania „amerykańskich wartości” na świecie. (Inna sprawa, czy w Polsce jeszcze jest szansa je obronić). Celem działania Trumpa nie są żadne ideały czy wartości. Ten prezydent jeździ po stolicach świata tylko po to, aby sprzedawać amerykańskie towary. Ochroną bezpieczeństwa jakichkolwiek państw (i to obojętnie, czy będzie to Polska, czy Arabia Saudyjska) jest zainteresowany o tyle, o ile otrzyma za to konkretną gotówkę.
Trump myśli przy tym perspektywicznie, bo nie chodzi mu tylko o krótkoterminowe zyski. Nic dziwnego, że jego wsparcie zyskuje konstrukt tzw. Trójmorza. Takie zrzeszenie państw Europy środkowo-wschodniej to pole zawoalowanego styku interesów Trumpa i Rosji Władimira Putina w naszym regionie. Oba te państwa mają swoje, częściowo podobne powody, aby Trójmorze wspierać. Dla Putina jest ono silnym sygnałem słabnięcia spójności Unii Europejskiej, a Kreml od kilku lat usilnie wspiera wszelkie zjawiska, które pogłębiają podziały w ramach Unii. Trójmorze z perspektywy Moskwy ma wszelki potencjał, aby wykrystalizować się jako narzędzie rozbijania europejskiej jedności. Dla Trumpa Trójmorze może stać się alternatywnym wobec Brukseli ośrodkiem w Europie, stopniowo emancypującym się spod wspólnych polityk UE, najpierw prowadzącym działania równoległe, ale później niewykluczone, że konkurencyjne wobec agendy unijnej. Prezydent USA zyskuje więc szansę na posiadanie czegoś w stylu „swojej części Europy” i mechanizmu osłabiania wpływów krytycznych wobec jego polityki państw Europy zachodniej, na czele z Niemcami, Francją i Włochami.
Koncepcja Trójmorza może okazać się trwała właśnie dlatego, że jest ona w interesie zarówno Kremla, jak i obecnego lokatora Białego Domu. Będzie to stanowić impuls do angażowania się w nią państw o różnej optyce geopolitycznej. Społeczeństwa krajów takich jak Słowacja, Węgry, Austria i Czechy nie pałają do USA wielką sympatią, a duża część ich elit politycznych jest czytelnie prorosyjska. W dwóch pierwszych takie środowiska bezdyskusyjnie dzierżą władzę, w innych pozostają wpływowe (np. za pośrednictwem prezydentury Milosa Zemana). Łaskawe oko rzucone z Kremla na Trójmorze będzie dla nich istotnym argumentem, a one będą się angażować na rzecz uwzględniania interesów rosyjskich w polityce energetycznej Trójmorza. Polska PiS będzie starać się tego nie dostrzegać i jako argument na rzecz Trójmorza przywoływać „błogosławieństwo” z Waszyngtonu, a także przedstawiać blok jako ośrodek wsparcia swojej władzy w bojach z procedurami Unii i krytyką państw Zachodu w związku z łamaniem zasad państwa prawnego. W tym sensie Trójmorze będzie atrakcyjne również dla Słowacji, Węgier, a także nawet Rumunii i Bułgarii. W końcu zachwyceni Trójmorzem będą eurosceptycy we wszystkich krajach, ponieważ w przypadku jego rozwoju i pomyślnej realizacji kolejnych projektów znajdą w nim narzędzie ułatwiające przyszłe boje o wyjście poszczególnych państw z UE, według mantry „wyjście z UE nie jest już dla nas groźne, nie zostaniemy sami, mamy przecież Trójmorze”.
Trójmorze jawi się więc oto jako próba odpowiedzi na projekty Francji, Niemiec, Włoch i państw Beneluksu dążących do zacieśnienia współpracy i budowy „Europy dwóch prędkości”, gdzie fundamentem wspólnoty staną się odrzucane w niektórych, wiodących państwach Trójmorza, wartości liberalno-demokratyczne: trójpodział władzy, państwo prawne, niezależne sądownictwo, gwarancje praw obywatelskich i wolności prasy, itd. Powstanie Trójmorza ułatwi tym państwom wspólne udzielenie Brukseli odmownej odpowiedzi na pytanie o zaangażowanie się w tworzenie trzonu nowej Unii. Może ono nawet, dzięki kontaktom w USA, Rosji i Chinach, stać się alternatywnym źródłem finansowania inwestycji infrastrukturalnych w zastępstwie wysychającego źródła w postaci unijnych funduszy spójności, którą kończą się po 2020 r., czy to z powodu relatywnego wzbogacenia się państw regionu, czy też raczej z powodu powiązania wypłat z zachowaniem standardów państwa prawnego.
Problem w tym, że powstanie takiego, nawet jeśli dość luźnego, bloku państw, które zdystansują się od Unii i tylko formalnie pozostaną jej członkami, przy jednoczesnej intensywnej infiltracji większości tych państw przez państwowy kapitał rosyjski, zwłaszcza w sytuacji odejścia Trumpa z Białego Domu może nawet już w 2021 r., uczyni z Trójmorza w średniej perspektywie narzędzie prostego wchłonięcia wszystkich tych państw w moskiewską strefę wpływów. Razem z Polską, za którą po kilku latach obecnej polityki nikt na zachód od Odry się już nie ujmie (nawet Niemcy, którym rezygnacja ze współpracy z nami przyjdzie najtrudniej), a nowy, demokratyczny (czy nawet republikański, ale z partyjnego mainstreamu) lokator Białego Domu machnie na nas ręką, jako na tych, co w groteskowej euforii przyjęli Trumpa w swoim kraju.